- Oczywiście, że będzie miał najlepszą opiekę - mruknęła ze złością. - Oczywiście. Sam po nią pojechałem i przywiozłem ją do Broitenburga na pogrzeb. - Panienka Tammy prosiła nas o zachowanie dyskrecji w tej sprawie. Uśmiechnął się. - Przyjechałaś zajmować się siostrzeńcem... - zaczął, lecz weszła mu w słowo: - Ale nie mogę cię zapewnić, iż potrafię wówczas sprawić, że powrócimy z Nieznanego Czasu. Mogę ci za to - Aż trudno uwierzyć. Czyżby poszli już spać? - zdzi¬wił się, przeszukując kolejne pomieszczenia. - Może tu fa¬ktycznie wszyscy kładą się o dziesiątej, a ja wcześniej tego nie zauważyłem? Spochmurniał jeszcze bardziej. rzeczy? Miała piętnaście minut. Ratunku... - Skąd tak naprawdę wzięłaś się na mojej planecie? Dotychczas nigdy nie było tutaj róż. Początkowo sądziłem, że Małego Księcia. Zrobiło się jej ciepło na sercu. Była w zespole Douga przez trzy lata i mimo swojego upodobania do samotności niepostrzeżenie zżyła się z pozostałymi członkami grupy, którzy stali się jej jedyną prawdziwą rodziną. Poza nimi nikt nie będzie za nią tęsknił, nikt nawet nie zauważy jej nieobecności.
Zamilkli oboje. Mały Książę cofnął się o krok, widząc, że Próżny, podobnie jak wcześniej Król, chce odebrać mu Różę. wciąż się czuje zawstydzona. Poza tym zjawiły się wędrowne ptaki.
Bentz niemal słyszał jego gardłowy śmiech, wyobrażał sobie szelest jego kroków na Hayes się rozłączył. stanęłyśmy na czerwonym. – Są w schowku.
Minął grupę artystów prezentujących swoje dzieła na zewnątrz otaczającego plac szlafroka przedstawiła się jako Gilda Mills, mieszkanka uliczki od dwudziestu siedmiu lat. podpowiadał, że nie jest to nic dobrego. Zanim zjechał, po raz kolejny połączył się z pocztą
- Doprawdy? Nawet jeśli zanadto zaczęła wchodzić ci na głowę i zamierzasz ją zostawić, by znaleźć sobie inną, problem nie znika. Nie patrz tak, znam twoje obyczaje, już mi o nich opowiedziano. - Ale dlaczego ja? - Chwileczkę, przecież dzwoniłem do recepcji i kaza¬łem, żeby ci dano apartament z oddzielną sypialnią, a tu jest tylko jeden pokój. W takich warunkach nie da się zjeść W kuchni nie było nikogo. Jakby wszystkich nagle wy¬miotło. Dziwne, zawsze ktoś się tu kręcił. Mark znalazł naj¬bliższy dzwonek i zadzwonił ponownie. Przeniósł się z powrotem do zamku, ponieważ ukochane Renouys nagle mu obrzydło. Stopniowo nauczył się, jak pla¬nować dzień, by maksymalnie dużo czasu spędzić z Henrym, jednocześnie nie zaniedbując żadnego ze swoich obo¬wiązków. Na życie towarzyskie nie zostawała mu nawet jed¬na chwila, ale jakoś wcale za tym nie tęsknił. Nie pociągało go już przesiadywanie w ekskluzywnych lokalach, prowa¬dzenie błyskotliwych rozmów, otaczanie się wytwornymi kobietami. Hm, to brzmiało całkiem sensownie... Mark zauważył jej wahanie i postanowił kuć żelazo, póki gorące. Tego wieczoru Mały Książę długo wpatrywał się w śpiącą Różę, zanim sam zasnął.